Forum www.glee.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[W] Z zeszytu Yumi. (13/?)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.glee.fora.pl Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LittleMonster
Przyjaciel
Przyjaciel


Dołączył: 01 Maj 2011
Posty: 784
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/8
Skąd: Warszawa
Płeć: Solistka

PostWysłany: Śro 18:21, 14 Wrz 2011    Temat postu:

ach, tak, proszę, zwal to na mnie. <3
zdecydowanie powinnam się uczyć, a nie czytać to po raz trzeci dziś.
powiem Ci tak - jak Lizzy będzie się czepiała, że się nie uczę, to zrzucę winę na ciebie i na to, że za dobrze piszesz. Very Happy
nie mogę się doczekać Brittany, łiiiiii. <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lizzy
Duet
Duet


Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 1111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/8

Płeć: Solistka

PostWysłany: Śro 20:31, 14 Wrz 2011    Temat postu:

LittleMonster napisał:

powiem Ci tak - jak Lizzy będzie się czepiała, że się nie uczę, to zrzucę winę na ciebie i na to, że za dobrze piszesz. Very Happy


Lizzy się nie czepia, Lizzy ładne prosi bądź robi komuś przysługę. Very Happy

Co do najnowszej twórczość naszej Yumi- poetycko się zrobiło. Czytałaś Mickiewicza przed snem? Mnie się podoba jak zwykle Wink Tak emocjonalnie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 21:02, 14 Wrz 2011    Temat postu:

Brittana, ponownie zresztą. I ponownie się rozpisałam. Very Happy Jest fluff, jest miło, jest przyjemnie. Mam nadzieję, że się spodoba.

Paring: Brittana
Rating: K
Beta: Lea <3
Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=E0oyglKjbFQ



Brittany leżała na swoim łóżku z niezadowoloną miną po wczorajszym dniu. Nic nie wyszło tak jak chciała, nawet Tubbington się na nią zezłościł i nie miauknął nic do niej przez cały dzień. Wszystko wydawało się takie smutne, nawet jej ulubiona kawa nie smakowała tak jak powinna. Brittany miała serdecznie dość wczorajszego dnia. Nawet Santana się do niej nie odzywała. Dziewczyna otworzyła oczy, ale szybko je zamknęła widząc jak jasno jest dzisiaj na dworze. Lord Tubbington chodził po jej łóżku, mrucząc i przytulając się do Brittany. -
-No co jest Lordi? - uśmiechnęła się do kota. - dzisiaj zapowiada się o wiele lepszy dzień niż wczoraj. - spojrzała zza okno. Westchnęła z uśmiechem. Wydawało jej się, że dzisiaj jest naprawdę dobry dzień. Uśmiechała się na okrągło, a szczęśliwy Lord Tubbington wymachiwał swoim ogonem bawiąc się jednocześnie swoją zabawką. Brittany zrobiła swoją ulubioną kawę, która dzisiaj smakowała wyśmienicie. Zrobiła sobie relaksacyjną kąpiel, śpiewała w łazience na cały głos optymistyczną piosenkę, której tytułu nie znała. Śmiała się z byle czego. Czuła się wspaniale, jednak Santana nadal się nie odzywała. Brittany pozostało nadal śpiewać w łazience w oczekiwaniu na swoją dziewczynę.

Santana krzątała się po mieszkaniu zdenerwowana. Princess Tubbington- kotka którą dostała od Brittany biegała pod jej nogami, denerwując latynoskę jeszcze bardziej. To dzisiaj miała pojechać do swojej dziewczyny i zapytać ją, klęcząc na jednym kolanie, czy wyjdzie za nią.
Biła się z tą myślą, już od dłuższego czasu. Santana chodziła w tą i z powrotem. Nadepnęła na łapkę Princess Tubbington, kotka się przestraszyła i uciekła.
-I dobrze, uciekaj! - krzyknęła. - Ja mam tutaj poważną decyzję do przemyślenia, a ty mi chodzisz pod nogami. Jezu, gadam do kota. - usiadła na kanapie trzymając w dłoni czerwone pudełeczko w którym był pierścionek. Uśmiechnęła się pod nosem, czym ona się przejmuje? Wiadomo, że powie tak. Tylko problem był w tym, że Santana nie była dobra w wyznawaniu uczuć. Pokazywała je inaczej.. przytulając Brittany, kupując jej prezenty. Nie często jej mówiła, że ją kocha. A teraz stoi przed faktem, że chce jej się oświadczyć. Sama się na to pisałaś Santana, powiedziała w myślach. Nie bądź tchórzem, tak? Jedź do jej mieszkania,urządź cudowny wieczór przy świecach i po prostu to powiedz. Wzięła album z ich wspólnymi zdjęciami, na pierwszej stronie pojawiło się zdjęcie z ich pierwszego spotkania, uśmiechnięte mające wąsy od pianki, która była w kawie. Zauważyła doklejoną kartkę z jej pamiętnika, uśmiechnęła się pod nosem.

Dzisiaj Santana Lopez wybiera się na spacer i poranną kawę. I kogo spotyka? Prześliczną, blondynkę, która zamówiła taką samą kawę jak ja. Uśmiechała się do mnie, dosiadłam się do niej. I zrobiła nam zdjęcie. Była cudowna, uśmiechała się ciągle, byłam pod wrażeniem tej dziewczyny,miała na imię Brittany.. Pierce, Brittany Pierce. Mam nadzieję, że spotkam ją jeszcze i ponownie wypiję taką cudowną kawę jak nigdy dotąd.

Wiedziała już. Wiedziała,że kocha ją tak mocno, że na pewno pójdzie dzisiaj do niej i się jej oświadczy. Santana Lopez była już pewna swoich uczuć. Teraz tylko musiała wejść do mieszkania Brittany i wszystko zorganizować i przygotować. Nie mogła tam wejść, gdy ona będzie w mieszkaniu, w końcu to ma być niespodzianka, tak? Wyjęła telefon i zadzwoniła do Tiny.
-Cześć, Tina.. - przywitała się optymistycznym głosem. - mam do ciebie prośbę, czy mogłabyś zabrać Brittany na jakieś zakupy na dwie godziny?- zapytała się.
-Cześć Santana, dawno cię nie słyszałam. - powiedziała. - Jasne, chętnie ją gdzieś zabiorę. A mogę wiedzieć, dlaczego sama jej gdzieś nie zabierzesz? - zaśmiała się.
-Chcę... poprosić ją o rękę. - odpowiedziała. - Chcę przygotować wszystko do jej powrotu. Nie mów nikomu nic. Okej? To ma być niespodzianka.
- Nie ma sprawy, San. Daj mi znać, jak będziesz miała wszystko gotowe. - dziewczyna się rozłączyła.


Santana z uśmiechem na twarzy wzięła klucze z szafki i wychodząc zawołała:
Princ, bądź grzeczna i nie rozwal mi domu. - zamknęła drzwi. Santana Lopez, jesteś najlepsza, pomyślała i skierowała się w stronę kwiaciarni.


-Tina, ale ja nie wiem czy Lord Tubbington chce zostać sam w domu.. dzisiaj jest w dobrym humorze, a nie chcę go zepsuć. - spojrzała na kota leżącego na kanapie w salonie bawiącego się leniwie tą samą zabawką co rano.
-Brittany, zostaw go w domu. - Tina podeszła do kota i pogłaskała. - Da sobie radę, a ty mu kupisz słodką nową zabawkę. - spojrzała na Brittany.
-Nie wiem, Tina.. wolałabym zostać w domu. - poszła do kuchni. Tina już miała tego po uszy w nosie. Ona musi iść, w końcu Santana ją o to prosiła, a wolałaby nie mieć z nią wojny.
-MASZ IŚĆ! - wybuchła podchodząc do blondynki, Brittany spojrzała się na Tinę. - to znaczy.. - spuściła wzrok i uśmiechnęła się zawadiacko - Gadałam z Tubbingtonem i mówił mi, że zobaczył taką cudowną obróżkę, bardzo chciałby ją mieć. - spojrzała na dziewczynę. - Byłby naprawdę szczęśliwy.
-Naprawdę? - uśmiechnęła się Brittany. - nie wiedziałam, że chce obróżkę. Nic mi nie mówił. - spojrzała oskarżycielsko na Lorda. - Chętnie sprawiłabym mu przyjemność, ale nadal nie mam go z kim zostawić.
Mike się nim zajmie. - uśmiechnęła się Tina. - Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu.

Poszła zadzwonić do swojego narzeczonego. Musi się zgodzić, pomyślała. Inaczej będzie kozłem ofiarnym Santany do końca swojego pięknego życia.
-Cześć Tinuś, jak tam? - zapytał wesoło Mike.
-Cześć, skarbie. Mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś przypilnować Lorda Tubbington'a w domu Brittany? - zapytała z nadzieją w głosie. Musi się przecież udać!
-Nie ma mowy. - powiedział stanowczo. - Nie będę pilnował tego wybryku natury! To nie jest kot! - powiedział zdenerwowany. - A dlaczego miałbym pilnować tego szatańskiego stworzenia?
-Muszę wyciągnąć Brittany z domu, bo Santana...- ściszyła głos. - chce się oświadczyć Brittany. Chce wszystko przygotować w domu.
- No ,ale ...!
-NO DZIĘKUJĘ MIKE, JESTEŚ NAJLEPSZY! TO LORD BĘDZIE NA CIEBIE CZEKAĆ. - powiedziała na cały głos.
-Niech cię Tina.
- Też cię kocham. CZEŚĆ! - rozłączyła się i zaczęła skakać z radości. Udało jej się, zaśmiała się zwycięsko. Poszła do Brittany, która bawiła się z Lordem. - Mike przyjedzie do Lorda i się nim zajmie.- uśmiechnęła się również widząc szczęśliwą blondynkę. - Możemy więc iść. - powiedziała idąc w stronę drzwi wyjściowych i zakładając buty. Britt pożegnała się z Lordem, który nie był zbytnio przejęty blondynką, która coś do niego mówiła. Odwrócił się na drugi bok i zaczął po cichu mruczeć. W końcu wyszły z mieszkania idąc w stronę centrum do sklepu dla zwierząt. W końcu Lord chciał nową piękną obróżkę, prawda?

Santana idąc przez boczne uliczki Nowego Jorku trzymając w ręku mnóstwo reklamówek i torb, zadzwoniła do Tiny. Była ciekawa, czy udało się jej wyrwać Brittany z domu.
-Cześć Tina. - powiedziała optymistycznie dziewczyna. - Jak tam? Brittany jest nadal w domu?
-Cześć Rachel! - to znaczyło, że jest z Britt. Latynoska się uśmiechnęła. - Brittany nie ma w domu, ale jest Mike. Jak coś to możesz..- chwila ciszy. - tę chustę pożyczyć. Brittany mówi, że Lord będzie wiedział gdzie jest. - Santana się zaśmiała, kochała Brittany jak mówiła, że Tubbington jej powie, lub wie gdzie co leży. To dla dziewczyny było bardzo słodkie.
-Okej. - uśmiechnęła się pod nosem. - To ja już idę do Brittany i dam znać jak już wszystko skończę. - Santana się rozłączyła i poszła w stronę 32 ulicy, do mieszkania swojej dziewczyny. Gdy weszła, myślała, że wybuchnie śmiechem widząc Mike'a ganiającego za kotem i wyzywając go od wytworów szatana. Mike kochał zwierzęta, bo one kochały go. Jednak Lord Tubbington nie cierpiał Mike'a. Było wiele sytuacji, przez które chłopak nazywał tego słodkiego kota potworem i przyjacielem szatana. Nie raz Lord zostawił swój ślad w butach Mike'a. Podrapał mu twarz, gryzł, drapał, podziurawił spodnie. Niby jednak był to leniwy kot, którego jedynym zajęciem było leżenie na kanapie i bawienie się swoją pluszową myszką, a jednak. Mike nie zauważył Santany wchodzącej do mieszkania. Jednak Lord widząc dziewczynę od razu do niej podbiegł i zaczął się do niej łasić.
-No gdzie ty jesteś mały potworku? - zapytał chłopak, który był w sypialni Brittany. Biegał po domu, Santana zaczęła się śmiać. Mike stanął,spojrzał w stronę drzwi i uśmiechnął się w stronę dziewczyny. - Santana? Dziękuję ci, że jesteś. - przytulił się do niej. - Nie wiem czy dałbym sobie z tym czymś radę. - spojrzał na kota, który od razu zaczął na niego miauczeć.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnęła się kładąc torby na stoleł w kuchni. - muszę się wziąć za robotę. - spojrzała na torby.
-Pomogę ci, byle nie bawić się z Tubbingtonem. - zaśmiał się. Mike zaczął wyciągać zakupy z torby.

Trochę zajęło im stworzenie romantycznej atmosfery, ale udało się. Santana zadowolona z ich pracy usiadła na kanapie i przyglądała się dekoracjom. Było idealnie. Usłyszała telefon, spojrzała na ekran urządzenia, dzwoniła Tina.
-Cześć Tina!- zaśmiała się Santana. - właśnie miałam do ciebie dzwonić.
-Brittany poszła do domu. - powiedziała zdenerwowana Azjatka. - jest gdzieś koło 20 ulicy, powinna być za jakieś 15 minut. - latynoska zerwała się kanapy i zaczęła zbierać kartony i opakowania od dekoracji.
-Dobra, my jesteśmy już gotowi. - powiedziała Santana. - Dziękuję ci Tina,jesteś wielka. Całusy. - rozłączyła się szybko i dalej wzięła się za sprzątanie. Mike pomógł jej odrobinę i poszedł do domu, nikt przecież nie mógł go zobaczyć. Przebrała się w swoją ulubioną sukienkę, pomalowała się i teraz pozostało jej jedynie czekać. Usłyszała stukot Brittanowych obcasów. Zapaliła szybko świeczki i usiadła na kanapie. Usłyszała trzask drzwi i krzyk Britt.
-Lord! - krzyknęła. - Przepraszam, że mnie nie było tak długo, ale Tina.. - poszła do salonu i uśmiechnęła się widząc Santanę w ich ulubionej sukience. - Cześć skarbie. - podeszła do niej całując ją w policzek.
-Cześć, kochanie. - uśmiechnęła się do niej. Wzięła ją za rękę, prowadząc na kanapę.
-Po co te wszystkie dekoracje? O czym zapomniałam? - zaśmiała się.
-Nie, kochanie.. - przytuliła się do niej. - po prostu miałam dla ciebie mało czasu... - spojrzała na Brittany, kochała ten słodki uśmiech na jej twarzy. Wyglądała wtedy jeszcze śliczniej. - I dawno nie mówiłam ci, że cię kocham, Britt. - pocałowała ją w usta z miłością. To był ten moment, gdy ona klęka z uśmiechem na twarzy, a Brittany krzyczy tak na cały blok. Jednak tak nie było. Nadal siedziały na kanapie wtulone w siebie. To nie jest ten moment. Zaczęły sobie nawzajem opowiadać jak im minął dzień.
-Poszłam do sklepu jubilerskiego, by kupić śliczny pierścionek.. - uśmiechnęła się Santana.
-Tak?- spojrzała na nią. - pokaż mi go natychmiast!
Santana wstała z kanapy i wyjmując pudełeczko z pierścionkiem uklękła. Brittany schowała twarz w dłoniach śmiejąc się wesoło.
-Brittany Pierce, czy zostaniesz moją żoną? - powiedziała głośno. - nie wiem czy się tak mówi w naszej sytuacji, ale trudno się mówi. - powiedziała już o ton ciszej.
-I do, I do, I do do do do do! - zaczęła śpiewa Brittany i przytuliła się do Santany. Zrobiłaś to Lopez, oświadczyłaś się.
-Kocham cię, kochanie. - powiedziała Brittany. - To mój najszczęśliwszy dzień w życiu. - zaśmiała się.
-Też cię kocham, Britt. - pocałowała ją w usta... swoją przyszłą żonę.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 21:12, 14 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
LittleMonster
Przyjaciel
Przyjaciel


Dołączył: 01 Maj 2011
Posty: 784
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/8
Skąd: Warszawa
Płeć: Solistka

PostWysłany: Śro 21:18, 14 Wrz 2011    Temat postu:

awwww, czy ja Ci już mówiłam, że Cię kocham? <3
wydaję mi się, że mówiłam, ale, żeby nie było wątpliwości to mówię jeszcze raz - kocham Cię, Yumi.
kocham Cię za to, że piszesz właśnie takie jak to, rzeczy, które podnoszą mnie na duchu. <3
kocham Cię za to, że Brittana jest dokładnie taka, jaka powinna być. <3
kocham Cię za to, że jest tutaj przyjemnie, optymistycznie, radośnie i kolorowo.
kocham Cię za to, że Mike nazwał Lorda T. "małym potworkiem" hahahaha, <3
ojej, miałam opisywać ficka, a wyszło na to, że zaczęłam tworzyć listę rzeczy, za które Cię kocham (btw. lista byłaby o wiele, wieeele dłuższa, ale przedstawię Ci ją innym razem Very Happy )
tak więc może powiem inaczej: Kocham Twoją Brittanę. <3
i ty doskonale wiesz, że czekam na jeszcze więcej cudownych, kolorowych miniaturek twojego autorstwa. <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lizzy
Duet
Duet


Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 1111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/8

Płeć: Solistka

PostWysłany: Czw 9:48, 15 Wrz 2011    Temat postu:

Wojna Mike'a z Lordem jest zdecydowanie najlepszą częścią tej miniatury Razz wyobraziłam sobie Mike'a latającego za Tubbsem i po prostu cały czas się śmiałam Very Happy
Fluffiasta miniaturka jest najs, idę posłuchać tej piosenki, która Cię do niej zainspirowała Very Happy

EDIT: znam ten kawałek, faktycznie super pasuje! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lizzy dnia Czw 9:49, 15 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mess
Trio
Trio


Dołączył: 17 Lip 2011
Posty: 785
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/8

Płeć: Solistka

PostWysłany: Czw 16:28, 15 Wrz 2011    Temat postu:

Cytat:
Tina już miała tego po uszy w nosie.

Uwielbiam takie błędy. jest kilka jeszcze innych błędów interpunkcyjnych czy powtórzeń, ale już się nie czepiam

A Brittanowe opowiadanie tak mi się podoba, że nie umiem się wysłowić. Wyobraziłam sobie sytuacje z Mike'em, ahahahahaha. I te słodkie wstawki z Lordem T. typu Tubbes wie gdzie co leży <3
No kocham : )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mess dnia Czw 16:33, 15 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 8:40, 17 Wrz 2011    Temat postu:

Podoba mi się ! Lord T. <3 Tina <3 Mike <3 Jest wszystko czego potrzebowałam dzisiejszego dnia. Kocham cię i twoje miniaturki !<3
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Sob 18:16, 17 Wrz 2011    Temat postu:

Dzisiaj ogromna odmiana. Nie Puckleberry, Brittana.. Quick, tak Quick. Natchnął mnie Rent i moja rozmowa z Małą. ( <3 ) Mam nadzieję,że wam się spodoba. Lizzy dziękuję. <3

UWAGA MOGĄ BYĆ SPOILERY!

Paring: Quick
Raitng: M
Beta:
Lizzy. <3

Leżała na łóżku trzęsąc się. Za oknem padał deszcz, a jej łzy razem z nim. Dzisiaj nic nie wzięła ani nic sobie nie wstrzyknęła. Strzykawka leży obok i woła do niej, woła głośno, wyraźnie. Położyła się na drugim boku. Zaśnij, powtarzała sobie. Nie myśl o strzykawce, tylko nie o niej.

Nowy Jork, 24 grudnia 1990 roku, 21:00 czasu wschodniego.

Nie zapłaciła czynszu, nikt nie zapłacił. Nie ma prądu, a jej świeca niedługo zgaśnie.
Wszystkiego najlepszego Jezu.
Proszek leżał na szafce przy telewizorze, ponownie się śmiał. Idź do piekła. Różowe włosy były w nieładzie, makijaż rozmazany. Musiała się stąd wydostać, nie mogła tu siedzieć kolejny dzień wiedząc, że ma jedynie na wyciągnięcie tą cholerną strzykawkę. Wyszła tylnym wyjściem. Chłopak na górze grał na gitarze. Irokez, gitara i czarna przetarta skóra. Wpatrywał się przed siebie nie patrząc na nią. Zaśmiała się po cichu. Również nie miał prądu, co było widać po fryzurze. Jego przykrótki irokez wyglądał strasznie, cóż bynajmniej tak jej się wydawało. Zainteresował ją, wzięła świeczkę, zapaliła ją i poszła do niego. Przy wejściu zgasiła swoje źródło światła. Weszła do mieszkania bez krępacji. Chłopak nadal siedział na schodach przy wyjściu awaryjnym. Pięknie śpiewał. Nie słyszała poszczególnych słów, jedynie melodyjność jego głosu. Uśmiechnęła się.
-Jest tu ktoś?- zapytała.
Chłopak natychmiast się odwrócił.
-Znam cię… przypominasz mi kogoś. - podszedł do niej, a ona skierowała świeczkę w jego stronę i uśmiechnęła się.
-Zapalisz moją świeczkę? - chłopak patrzył się na nią - Na co się gapisz?
-Na… nie, na nic. - zaśmiał się cicho. Wyjął z kieszeni zapałki i zapalił świecę.
-Dziękuję.- zauważyła herę, w takiej samej paczuszce jak jej. Odwróciła wzrok. Zostaw ją w spokoju. - Zazwyczaj przypominam jakieś byłe dziewczyny. Jak miała na imię? - usiadła na kanapie.
-Rachel… - spojrzał na jej małe, trzęsące się ręce. Dotknął je. - Masz zimne dłonie...
-Nie mam ogrzewania i nic dzisiaj nie jadłam, to chyba normalne. - uśmiechnęła się. Ponownie spojrzała na podłogę. Podeszła i zabrała herę. Miała nadzieję, że nie zauważył.- Spadł mi pierścionek – wyjaśniła i spojrzała na niego. Wzięła świeczkę i ją zgasiła. Wyszła.
Ponownie została sama.
Ponownie leżała na łóżku.
Zrobiła to.
Jęknęła, było jej dobrze. Ból zniknął, zaśmiała się głośno. Czuła nareszcie, że żyje. Czuła adrenalinę, czuła jak hera płynie w jej żyłach, a ona budzi się na nowo. Przestała się trząść i nareszcie wszystko wróciło do normy. Gdy miała w sobie tą adrenalinę, wszystko było na miejscu. Widziała świat w ostrzejszych kolorach, podobało jej się to. Uwielbiała ten stan. Szkoda, że to ostatnia w tym miesiącu. Będzie musiała się zastanowić, skąd ponownie wziąć magiczny środek przy którym czuła się… szczęśliwa. To było te pięć minut, gdy była naprawdę radosna. Nie obchodziło ją nic innego, jedynie ona sama. Skazana na siebie. Nie przeszkadzał jej brak prądu, światła czy ognia. Tylko ona i strzykawka, nic innego nie wchodziło w grę. A ten chłopak? Cudo nad cudami, tak jej się wydawało. Był taki nadopiekuńczy, podobało jej się to. Podeszła do barku i wyjęła starego Jack'a Danielsa. Wypiła haustem pół butelki i zaczęła tańczyć po domu. Była głupia, że chciała z tym skończyć. To było takie wspaniałe, nie mogła oprzeć się pokusie i wzięła kolejny łyk. Wyszła na ulicę i zaczęła śpiewać.

Whats the time?
Well it's gotta be close to midnight
My body's talking to me
It say,'Time for danger'

It says 'I wanna commit a crime
Wanna be the cause of a fight
Wanna put on a tight skirt and flirt
With a stranger'

I've had a knack from way back
At breaking the rules once I learn the
Game
Get-up life's too quick

I know someplace sick
Where this chick'll dance it the flames
We don't need any money
I always get in for free
You can get in too
If you get in with me

Let's go out tonight
I have to go out tonight
You wanna play?
Let's run away
We wont be back
Before it's Christmas Day
Take me out tonight


Chłopak wyszedł. Zaśmiał się widząc różowo włosą dziewczynę tańczącą na środku ulicy. Była tajemnicza. Jej śmiech, ta świeca... kogoś mu przypominała. Czy to nie była ta różowo włosa z Cat Scrach? To by wiele wyjaśniało. Jednak był uprzedzony co do dziewczyn. Miała zimne ręce, tak jak Rachel... i on sam. Nie mógł ponownie tego przeżyć, nie chciał znowu patrzeć jak jakaś dziewczyna zatraca się w tych cholernych strzykawkach. Musiał coś zrobić. Zależało mu, żeby skończyła z tym. Interesowała go cała, w każdym calu. Nie znał jej imienia, nie był pewny jej przeszłości, ale wiedział… wiedział, że to ona. Musi jej pomóc, to jedyne co myślał patrząc na nią.

Zauważyła, że ją obserwuje. Zaśmiała się. Był cholernie słodki.
-Znowu się na mnie gapisz! - krzyknęła - Coś nie tak?
-Nie mogę popatrzeć na tańczącą wariatkę, której imienia nie znam? - odkrzyknął z uśmiechem.
-Quinn, ale mów mi Q. - weszła po schodach awaryjnych. Nie szła równo, nie miała siły.
-Noah, ale mów mi Puck. - zszedł po schodach by pomóc jej dojść, wziął za rękę i szedł z nią na górę.
-Słodki jesteś, wiesz o tym? - położyła głowę na jego ramieniu. – Że ja cię wcześniej nie widziałam…
-Dziękuję - uśmiechnął się. - Ty również.
Położył ją na kanapie w swoim mieszkaniu. Gdy się odwróciła na bok wyleciał mały woreczek. Mógł się tego spodziewać. Wziął go szybko, ledwo zauważalnie i po prostu wysypał jego zawartość. Quinn momentalnie wstała, podeszła do niego i zaczęła go bić. Jak on mógł to zrobić? To była jej ostatnia saszetka na ten miesiąc, a on ją tak po prostu wysypał. Zaczęła płakać i bić Pucka pięściami.
-Co ty zrobiłeś do jasnej cholery?! - krzyknęła przez łzy. - Wiesz jak trudno ją dostać?
Poddała się. Przytuliła się do Noah i płakała mu w ramię. Było jej wstyd, cholernie wstyd. Nie chciała by to tak wyglądało. Pokazała jaka jest słaba, a przecież Q nie pokazuje swoich słabości.
-Wiem jak jest ci ciężko Quinn... - spojrzał jej w oczy. - Wiem, że trudno…
-Nic kurwa nie wiesz! - wyrwała się z uścisku. - Nie wiesz jak kurwa jest mi trudno! - spojrzała na niego przez łzy.- Chcę z tym skończyć, zostawić to w cholerę! - przeczesała nerwowo różowe włosy. - Siedzę na łóżku i patrzę się na strzykawkę, ona woła mnie, a ja próbuję to ignorować i wtedy zaczynam się trząść, brakuję mi hery i szybkim ruchem sięgam po nią! Gdy sobie to wstrzyknę czuję się szczęśliwa, widuję wszystko inaczej. - podeszła do niego i nagle pocałowała go. Noah się oderwał.
-Co ty wyprawiasz Quinn? - krzyknął.
-Chciałam… - spuściła wzrok.
-Co chciałaś? - powiedział zdenerwowany. - Zauroczyć mnie swoją idealną figurą, pięknymi różowymi włosami i cudownym głosem? Zrobić ze mnie kretyna, zakocham się w tobie i cię stracę? - wziął ją za ręce. - Nie pozwolę na to. Chyba czas, żebyś wyszła.
-Ale…- spojrzała na niego.
-Byłem w związku z narkomanką, zakochałem się i…umarła. Nie żyje rozumiesz? Przez te cholerne narkotyki umarła, a ja dzieląc się z nią strzykawką… nieważne.
Zabolało ją, strasznie ją to zabolało. Wiedziała, że jest uzależniona, ale nikt nie powiedział jej tego prosto w twarz. Chciała zapaść się pod ziemię, chciała uciec. Przy drzwiach ze łzami w oczach rzuciła mu pod nogi całą herę jaką miała przy sobie razem ze strzykawką. Wyszła. Zostawiła przeszłość za sobą. Nie mogła powstrzymać łez, położyła się na łóżku i płakała. Quinn Fabray, najtwardsza dziewczyna na Avenue B płakała przez chłopaka, który powiedział jej, że nie chce z nią być, bo jest narkomanką. Wstała, pozbierała wszystko, co było związane z jej przeszłością i wyrzuciła przez okno. Uśmiechnęła się przez łzy. W nocy dostała ataku, trzęsła się i dygotała zębami. Nie mogła znaleźć żadnej strzykawki. Wszystko wyrzuciła. Zaczęła płakać. Piekielnie bolało, a ona leżała krzycząc cicho. Usłyszała kroki, ale nie odwróciła się. Nie obchodziło ją to, mógł to być ktokolwiek. Czuła się jakby to był jej koniec, jakby naprawdę umierała… Ktoś położył się koło niej, mocno przytulił i śpiewał po cichu „Seasons of Love”. Puck. Pocałował ją w szyję, a ona odwróciła się w jego stronę.
-Noah… - powiedziała drżącym głosem. Położył jej palec na usta. I pocałował.
-Dasz radę, Quinn. - przytulił ją i położył na łóżku. Położyła się na jego torsie, trzęsąc się i cicho jęcząc. - Nie masz nic, nie masz żadnej strzykawki, żadnego proszku, tabletek… Musisz walczyć.
-Nie mam innego wy-wy-wyjścia. - powiedziała. - wy-wy-wy-wyrzuciłam wszyst-t-t-ko przez o-o-o-okno.
Mocniej ją przytulił.
-Kocham cię. - szepnął. - Chcę ci pomóc. Jesteś…
-Narkomanką, która zadurzyła się w jakimś kolesiu z irokezem. - powiedziała odwracając się do niego plecami.
-Nie mów tak. Spójrz na mnie. - odwróciła się - Dla mnie nigdy nie będziesz narkomanką, rozumiesz? Dałaś radę, wyrzuciłaś wszystko, co było z tym związane. - dotknął jej ręki - Nie trzęsiesz się. - uśmiechnął się.
Puck miał rację, nie trzęsła się już, miała ciepłe ręce. Na chwilę wszystko wróciło do normy. Nie znali się, a teraz leżeli koło siebie przytuleni i mówili „Kocham Cię”. Przesiedzieli całą noc na rozmowach.
- Nie znam cię, Puck. Ale czuję, że… to z tobą będę się całować. - uśmiechnęła się blado, nie miała już siły, była wyczerpana. Zdała sobie sprawę, że w tej chwili nie potrzebowała niczego. Była szczęśliwa i uśmiechała się. Sama z siebie. Była po prostu dumna, zadowolona.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Sob 18:31, 17 Wrz 2011    Temat postu:

Rent Rent Reeeeennnttt! <3
Ty wiesz, ja wiem.. ach! I "Go out" <3 Ha!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Sob 19:18, 17 Wrz 2011    Temat postu:

Rent, Rent i Rent, aaahh.
I Quick.
Pozwólcie mi umrzeć <3

Chociaż mimo wszystko, to lekko nieprawdopodobne, zeby się w sobie od razu zakochali, ale nadal słodkie i fajne Smile
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Sob 19:46, 17 Wrz 2011    Temat postu:

Red Cherry napisał:
Rent, Rent i Rent, aaahh.
I Quick.
Pozwólcie mi umrzeć <3

Chociaż mimo wszystko, to lekko nieprawdopodobne, zeby się w sobie od razu zakochali, ale nadal słodkie i fajne Smile


Wiem właśnie, chciałam to rozwinąć.. nie wiedziałam jak. Very Happy
Powrót do góry
LittleMonster
Przyjaciel
Przyjaciel


Dołączył: 01 Maj 2011
Posty: 784
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/8
Skąd: Warszawa
Płeć: Solistka

PostWysłany: Sob 20:09, 17 Wrz 2011    Temat postu:

omgomgomgomg. <3
proszę Cię, potraktuj to jako komplement.
już ci mówiłam zresztą, że naprawdę NIE potrafiłabym opisać uczuć Quinn tak dobrze, jak to się Tobie udało. <3
straasznie, straasznie mi się podoba, a mówi ci to zwolenniczka Puckleberry i St.Berry Wink
pisz, kochana, pisz. <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 22:21, 17 Wrz 2011    Temat postu:

OMG ! Jak tobie się to tak świetnie udaje !? : ( Normalnie mam kompleksy przez twoje pisanie. Jesteś tak strasznie w tym dobra <3 Cudo ! Nie lubię tej pary, bo jestem za Puckleberry, ale miniaturka zwala z nóg. Oby więcej <3 : )
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Sob 18:46, 08 Paź 2011    Temat postu:

Długo mnie tu nie było. Napisałam to przed chwilką marznąc w moim pokoju i umierając z zimna. Jest to bez żadnej bety, bez poprawy. Jest to jakieś coś. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za błędy gramatyczne, interpunkcyjne i ortograficzne. Smile Miałam mieszane uczucia co do tego, bo Little robi ze mnie beztalentowe coś, które ma ochotę wyrzucić wszystkie swoje pracę.

Beth.
Rating: T


Siedziała w samochodzie i wpatrywała się w obraz, który był za oknem. Zima, kochała jesień. Ma kolanach spał jej kot. Malutki, szary kotek, który dostała od swojej Mamy na swoje ostatnie urodziny. Spojrzała się na nią.
- Mamo, powiesz mi wreszcie gdzie jedziemy?
Shelby spojrzała się na dziewczynę i zaśmiała się.
- Kochanie, mówiłam ci już. – odwróciła ponownie wzrok, by móc dalej kierować. – To niespodzianka. Jesteś tak niecierpliwa jak Quinn.
Często to słyszała, że wygląda jak Quinn, zachowuję się jak ona, śmieję się i śpiewa jak ona. Ta cała Quinn była w jej życiu od kiedy pamięta. Zawsze towarzyszyła jej w życiu. Nawet jej przyrodnia siostra Rachel uważała, że jest tak samo nieznośna. Miała tego dość.
- Proszę cię, no. – spojrzała na nią błagalnie.
- Beth mówiłam ci już, że to niespodzianka. Nie mogę ci powiedzieć. – powiedziała patrząc na drogę.
Beth nie wiedziała czy się martwić. W końcu Shelby nie wywiezie jej niewiadomo gdzie. Kocha ją. Tak bynajmniej się jej wydawało. Przez 16 lat życia nigdy nie czuła się jakoś silnie powiązana z swoją matką. Pewnie jej się wydawało. Zawsze myślała, gdy była mowa o tej całej Quinn, że to z nią jest bardziej powiązana niż z Shelby.
Samochód zatrzymał się i Beth rozejrzała się. Kojarzyła to miejsce, ale nie wiedziała skąd.
- Byłaś tu już. Jak miałaś dwa latka. – uśmiechnęła się Corcoran. – Choć idziemy.
Kobieta wyszła z samochodu i szła w stronę białego domku. Blodynka zostawiła kota w samochodzie i również wyszła z samochodu idąc w stronę mieszkania do którego szła Shelby. Przed drzwiami Corcoran wzięła ją za rękę i zadzwoniła dzwonkiem. Dziewczyna była zdezorientowana i nie wiedziała co się dzieje. Po co ona tu przyjechała? Kto tu mieszka? Co do jasnej cholery Beth Corcoran robiła w Limie?
Drzwi się otworzyły i zobaczyła kobietę. Która była identyczna jak Beth. A może ona do niej? Mniejsza. Shleby uścisnęła mocniej dłoń dziewczyny i uśmiechnęła się do kobiety stojącej przed nimi.
- Dzień dobry? – powiedziała niepewnie.
Nie wiedziała co robić. Kobieta uśmiechnęła się do niej.
- Cześć, Beth. – wzięła ją za rękę. – Wejdź.
Spojrzała na nią zdezorientowana. Co ona tutaj robi?
Zdjęła kurtkę, buty i poszła za blodnyką. Zaprowadziła ją do pomieszczenia, które nie wiedziała jak nazwać. Było piękne. Było tak czarne piano postawione na środku pokoju i gitara. Przy wyjściu były umieszczone kanapy i na jednej z nich siedział mężczyzna z irokezem. Podszedł do niej i mocno ją przytulił. Beth stała. Nie wiedziała co zrobić. Przytulał ją obcy mężczyzna w obcym domu, a Shelby patrzy się i uśmiecha się do niej.
Co tu jest grane?
- Jezu, Beth. – mężczyzna spojrzał na nią.
Miał łzy w oczach, a ona? Ona dalej stała nie wiedząc co zrobić. Spojrzała się na Shelby.
- Mogę wiedzieć o co chodzi? – spojrzała na wszystkich. – Nie wiem co się dzieję. – powiedziała zdenerwowana.
- Nie powiedziałaś jej nic? – Blondwłosa kobieta stojąca koło faceta z irokezem zapytała się Shelby.
- Mamo? – zapytała się Beth. – Co tu do jasnej cholery jest grane? – pokazała na małżeństwo, które stało koło niej. – Kim są ci ludzie?
- Jestem Quinn, a to jest Noah. Jesteśmy twoimi rodzicami.
Spojrzała się na nich.
- T-t-t-o nie-e-emożliwe. – krzyknęła do nich. – Moją matką jest Shelby! – podeszła do niej i ją mocno przytuliła.
- Skarbie.. – Quinn podesżła do Beth, jednak ta ją odsunęła. – Nie zadziwia cię fakt, że jesteśmy identyczne? – uśmiechnęła się do niej.
- Wiedziałaś o tym? – spojrzała na Shelby.
Corcoran spuściła wzrok.
- Beth.. oddaliśmy cię, byliśmy za młodzi.. – powiedział Noah. – nie dalibyśmy radę.
- Jeszcze mi powiedzcie, że jestem z przypadku to już totalnie zniszczycie mi życie.
- To nie tak. – powiedziała Quinn. – Chciałam, żebyś mnie poznała.. nas.- uśmiechnęła się do Pucka. – Twoich rodziców.
- Rola rodzica nie kończy się na zapłodnieniu. – uśmiechnęła się sarkastycznie. – Nie możesz się nazwać moją matką Quinn. Nigdy ją nie będziesz. Rozumiesz? Rola matki nie kończy się na urodzeniu. Oddałaś mnie, chciałaś tego. Nie chciałaś mieć córki, więc dlaczego jestem tutaj dzisiaj? Chcesz mnie spowrotem? Nie jestem jakąś cholerną zabawką, którą oddasz jak ci się znudzę lub będę stwarzać problem. – powiedziała i wyszła z pokoju. Usiadła na werandzie.
Nie chciała jej widzieć. Po co ona jej była potrzebna? Po tylu latach chcę ją spowrotem i jeszcze się nazwie jej matką.
Beth zaśmiała się.
Ktoś koło niej usiadł, był to Puck.
- Nie chciałem, żebyś przyjechała. – nie patrzył na nią. Jego wzrok był skierowany w podłogę. – nie chciałem, żebyś poznała prawdę.
- Niestety już ją poznałam. – spojrzała na niego. –Wolałabym jej nie znać i dalej żyć w Ohio bez świadomości, że jestem adotpowana i jakaś blondyna mówi, że jest moją matką i chcę dla mnie jak najlepiej.
Puck zaśmiał się.
- Quinn zawsze taka była. Zawsze mówiła, że ma cudowną córkę o imieniu Beth, a gdy się pytali czemu nie ma z nami..po prostu milczała i odchodziła. – w końcu na nią spojrzał. Jego wzrok był smutny. – ale pamiętaj.. zawsze możesz na mnie liczyć. – uśmiechnął się wstając. Pocałował ją w czoło i odszedł.
Beth westchnęła. Żałowała, że nie pojechała wtedy do Rachel i nie obejrzała z nią West Side Story i nie usłyszała ponownie opowieści jak to w musicalu szkolnym była Marią, a Tonym był wujek Blaine. Nie chciała znać prawdy, nigdy nie chciała. Jej matką była Shelby Crocoran i zawsze nią będzie. Może jej nie urodziła, ale zawsze była przy niej. Wiązała je silna więź. To Shelby ją wychowała, usłyszała pierwsze słowo, widziała pierwszy krok, przytulała ją jak rósł jej pierwsz ząbek.
Shelby usiadła koło Beth i ją mocno przytuliła.
- Przepraszam. – zaczęła płakać. Beth ją przytuliła mocniej. – Nie potrzebnie zgadzałam się na to spotkanie.
- Mamo, jeźdźmy do domu. Nie chcę tutaj siedzieć ani minuty dłużej. – uśmiechnęła się do niej. – Nie chcę słyszeć szlochania tej wariatki, która wmawia sobie, że jest moją matką.
Shelby się zaśmiała.
- Kocham cię, wiesz? – pocałowała ją w policzek.
- Wiem, mamo. – uśmiechnęła się i przytuliła się do Shelby.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 18:50, 08 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
LittleMonster
Przyjaciel
Przyjaciel


Dołączył: 01 Maj 2011
Posty: 784
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/8
Skąd: Warszawa
Płeć: Solistka

PostWysłany: Sob 22:14, 08 Paź 2011    Temat postu:

podoba mi się. <3
podoba mi się zakończenie, bo jest właśnie takie, jakie lubię najbardziej.
nie do końca szczęśliwe, ale w gruncie rzeczy jednak dobre.
powiem Ci, że czytając takie historię straszliwie mam ochotę na ciąg dalszy. Wiem, że to raczej nie możliwe, ale chciałabym zobaczyć Twoją Quinn i Twoją Beth, które próbują w tym wszystkim odnaleźć swoją więź. Nastolatkę w trudnym wieku i kobietę, która wydała ją na świat, sama będąc właśnie w takim wieku. Chciałabym zobaczyć próbę porozumienia. Wiem, że tego nie ujrzę, ale dziękuje za piękny początek historii, która rozwinie się dalej w mojej wyobraźni.
dziękuję. <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lizzy
Duet
Duet


Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 1111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/8

Płeć: Solistka

PostWysłany: Pon 17:52, 10 Paź 2011    Temat postu:

Nieźle, nieźle Yumi.
W każdym razie fajny pomysł Wink lubię takie oryginalne opowiadania Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lovejoy
Przyjaciel
Przyjaciel


Dołączył: 21 Sty 2011
Posty: 1135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 2/8
Skąd: z el ej.
Płeć: Solistka

PostWysłany: Pią 13:12, 28 Paź 2011    Temat postu:

Cytat:
- Rola rodzica nie kończy się na zapłodnieniu. – uśmiechnęła się sarkastycznie. – Nie możesz się nazwać moją matką Quinn. Nigdy ją nie będziesz. Rozumiesz? Rola matki nie kończy się na urodzeniu. Oddałaś mnie, chciałaś tego. Nie chciałaś mieć córki, więc dlaczego jestem tutaj dzisiaj? Chcesz mnie spowrotem? Nie jestem jakąś cholerną zabawką, którą oddasz jak ci się znudzę lub będę stwarzać problem. – powiedziała i wyszła z pokoju.




podoba mi się pomysł - Beth w buntowniczym wieku, tak jakbym widziała Q. <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 14:43, 28 Paź 2011    Temat postu:

Teraz będę złą, niedobrą matką, ale... czytałaś całość zanim to wrzuciłaś? Bo niestety mam wrażenie, że nie. Ilość literówek i brakujących słów koszmarnie utrudnia czytanie. Pomysł jest świetny, wszystko było by ok, gdybyś przeczytała to przed dodaniem ;(
Wiem jak to jest, bo sama często robię miliony błędów i potem wychodzi, że biedna Rachel biega od kuchni do kuchni...
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.glee.fora.pl Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6
Strona 6 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin